Content

20 lutego 2014

# 2 Trochę o historii moich kotek

Witajcie! :D 
Wczoraj chyba trochę przegięłam z długością posta, bo nie wstawiła się końcówka. Zauważyłam to dopiero dzisiaj, więc przepraszam wszystkich, którzy wczoraj albo jeszcze dzisiaj chcieli przeczytać go do końca, a nie mieli takiej szansy. Teraz macie taką okazję! :D
__________________________________________

O czym będzie dzisiaj? Ach, jest tyle tematów, na które mogłabym napisać jeszcze dłuższego posta, ale  jak już obiecałam - NIGDY WIĘCEJ TAKICH DŁUGICH POSTÓW (ewentualnie dwie części) :P Dlatego wybiorę chyba mój ulubiony, czyli moje kotki! :D

Może zacznę od początku, czyli od momentu, w którym rodzice podjęli decyzję: jesteśmy gotowi na przyjęcie do grona naszych domowników kota. Oczywiście na początku była mowa o tylko jednym kociaku, ale po wielu dyskusjach i dzięki naszym argumentom opartych na fachowej literaturze, rodzice zgodzili się na dwa koty - najlepiej rodzeństwo. Chciałabym tutaj od razu podziękować cioci M., która pomogła nam w przekonaniu rodziców do tego szalonego przedsięwzięcia. 

I zaczęło się! Poszukiwanie kotów na sprzedaż, do oddania itp. w internecie, klatkach schodowych, wśród znajomych, rozpuszczając wici, TOZie i schronisku. Dosłownie: WSZĘDZIE! 

W końcu znaleźliśmy. W szczecińskim oddziale Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Małe dwa kociaki - on i ona. Rodzeństwo ciemniutkich burasków z białymi krawacikami i skarpeteczkami. Niestety, kociaczki były oddane pod opiekę TOZu w bardzo złym stanie. Z kocim katarem (bardzo duże zagrożenie dla kota, nieleczona może okazać się śmiertelna) i osłabione nie miały szans na przeżycie. Były takie malutkie, że mieściły się w dłoni dorosłego człowieka. Nie znam się na leczeniu zwierząt, ale podejrzewam, że podawanie silnego antybiotyku w prawie podwójnej dawce i tak już osłabionym kociakom nie jest najlepszym pomysłem. Po kilku dniach takiej kuracji kociaki czuły się, zamiast coraz lepiej, coraz gorzej. W końcu podłączono je pod kroplówkę. Po kilku dniach odeszły... To może głupie, ale juz po tych kilku dniach zdążyliśmy się do nich przywiązać, nawet mimo tego, iż nigdy nie zagościły w naszym domu (przebywały cały czas w klinice TOZu), to zajęły sobie stałe miejsce w naszych sercach. Nadaliśmy im nawet imiona: Tonzi i Lenka, kupiliśmy miseczki, obróżki, zabawki. To była dla nas spora strata. Niestety nie mogę znaleźć ich zdjęć, ale jeżeli uda mi się jakieś znaleźć, to dodam :)

Na szczęście śmierć Tonziego i Lenki nie zniechęciła nas do dalszych poszukiwań. Po kilku dniach ciocia M. wysłała nam maila z informacją o dwóch kotkach, które miały być oddane do schroniska ze swojego domu tymczasowego, jeśli nikt ich nie przygarnie. Nadszedł pamiętny dzień 1. grudnia 2008 roku. Rodzice pojechali około osiemnastej do rodziny, u której były kociaki. Około 19.00 wrócili do domu z klatką z dwoma małymi i miałczącymi skarbami. :3 Pamiętam to tak dokładnie, bo akurat wtedy oglądałam z bratem wieczorynkę - "Garfielda". :)

Załączam kilka zdjęć Tori i Pregi z poprzedniego domu. W drugiej części postu postaram się opisać ich charaktery i wstawić więcej zdjęć :3 W takim razie - MIŁEGO OGLĄDANIA:





You can follow me by Instagram now :)

Instagram

About me

The 17 year-old Polish girl, who loves photography and animals.

Archiwum

Alicja Grochowska. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Social

About me

Gallery

Translator for everyone who doesn't understand me :)